Zwierzęta do adopcji. Oddam za darmo psa Labladora Ze względów moich problemów zdrowotnych jestem zmuszony oddać mojego psa Labladora. Pies jest zadbany, szczepiony, klor czarny. Pochodzę z okolic Kalwarii Pacławskiej. Osoby chętne do wzięcia pod opiekę mojego psa proszę o kontakt na e-mail: ada_ada0@poczta.onet.pl. Ubezpieczenie psa. Hannah Mongee z Utah w Stanach Zjednoczonych opublikowała niezwykłe i bardzo poruszające wideo, na którym zwraca się do swojego syna, który zaraz po urodzeniu został oddany do innej rodziny. Dziewczyna nie planowała zamieszczać tego wideo, ale może ono pomóc zwrócić uwagę na otwartą adopcję.Hannah zaszła w ciążę w wieku 18 lat ze swoim chłopakiem 20-letnim AUTORKO NAPISAŁAŚ: dziecko nie znajdzie mnie na pewno. taka była procedura. O to sie nie martwie. PO CZYMŚ TAKIM TO DLA MNIE JESTES SMIECIEM. Oddałam dziecko do adopcji, powiedziec mu Witajcie mam problem, znalazłam dzidzi do adopcji. W jednym z domów dziecka w moim mieście jest 10 miesięczny maluszek. Nie wiem jak się do tego zabrać, czy najpierw zgłosic to w moim ośrodku adopcyjnym czy może rozmawiać z dyrekcją Krok 2: Wybierz dziecko do adopcji. Po wybraniu odpowiednich opcji na komputerze lub telefonie, powinno wyskoczyć okienko z katalogiem losowych pociech do adopcji. W The Sims 4 można adoptować niemowlęta, małe dzieci i dzieci. Aby upewnić się w jakiej grupie wiekowej znajduje się dziecko należy najechać kursorem na zdjęcie. Tłumaczenia w kontekście hasła "oddać dzieci do adopcji" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Pani z opieki się mnie spytała czy nie chcę oddać dzieci do adopcji. Dlatego w Wielkiej Brytanii wprowadzono jawne dawstwo. Dziecko, gdy ukończy 18 lat, może dowiedzieć się, czy jego poczęcie było wynikiem rozrodu wspomaganego i kim są genetyczni rodzice. Tymczasem większość par w Polsce oddających zarodki do adopcji woli pozostać anonimowymi. Dziecko do ośrodka adopcyjnego celem kwalifikacji do adopcji mogą zgłosić m.in.: • organizator rodzinnej pieczy zastępczej • placówka opiekuńczo — wychowawcza, w której przebywa dziecko • regionalna placówka opiekuńczo — terapeutycznej lub regionalny ośrodek preadopcyjny • sąd • kurator • podmiot leczniczy • oraz Czytaj także: Oddałam córeczki do adopcji. Zrobiłam to dla ich dobra. Następnym razem pojechali już z Anią i Maćkiem. Mieli wtedy 6 i 4 lata. Przed podróżą rodzice powiedzieli, że wreszcie znalazło się długo wyczekiwane przez nich dziecko. Dzieciaki bardzo entuzjastycznie zareagowały na Marysię. I od razu przygarnęły ją jak emocjonalnie, za bardzo naciskasz na dziecko, więc się "stawia", masz za duże wymagania, nie dostosowałaś się do sytuacji itp.). Jeśli ośrodek nie pomoże, złóż wniosek do sądu rodzinnego właściwego dla twojego miejsca zamieszkania o rozwiązanie przysposobienia - podaj ważny powód (nie powiem na razie, jaki może być). Przyśla do InVU. Oddanie dziecka do adopcji to wyrażenie zgody przez biologicznych rodziców na przysposobienie dziecka bez wskazywania osoby przysposabiającego (adoptującego). Jest to tak zwana zgoda blankietowa (anonimowa). Oznacza ona, że oddający dziecko do adopcji nie zna i w przyszłości nie będzie znał danych osób adoptujących jego biologiczne rodziców na przysposobienie dziecka nie może być wyrażona wcześniej niż po upływie 6 tygodni od urodzenia się dziecka. Przed upływem tego terminu, bez względu na wcześniejsze deklaracje, można nie oddać dziecka do adopcyjno - opiekuńczyPo podjęciu decyzji o oddaniu dziecka do adopcji (i to jeszcze przed urodzeniem się dziecka) można zgłosić się do ośrodka adopcyjno-opiekuńczego, gdzie wypełnia się wstępną deklarację o oddaniu dziecka do adopcji i wyraża się zgodę na to, aby po urodzeniu dziecko przebywało na oddziale pre-adopcyjnym lub w rodzinie zastępczej do czasu złożenia zrzeczenia się w sądzie opiekuńczym. Zazwyczaj też ośrodki adopcyjne pomagają wypełnić wszelkie dokumenty i dopełnić wszelkich formalności związanych z również: Zgoda anonimowa na adopcjęZgoda w szpitaluPisemną zgodę na pozostawieniu dziecka na oddziale szpitalnym można złożyć także w szpitalu po porodzie. Ponieważ dziecko musi mieć wyrobiony akt urodzenia konieczne są dane rodziców lub gdy kobieta jest panną – jej dane. W tej sytuacji można jedynie wystąpić do urzędu stanu cywilnego o nie meldowanie dziecka pod adresem matki. Jeśli ze względu na fakt oddania dziecka do adopcji rodzice nie nadadzą mu imienia zrobi to urzędnik. Zgody na adopcję się NIE DOMNIEMUJE. Pozostawienie dziecka w szpitalu (lub w innym miejscu) bez ważnego oświadczenia bardzo utrudni jego sytuację sądem Po upływie 6 tygodni dokonuje się na wniosek matki lub rodziców zrzeczenia przed sądem rodzinnym w miejscu zamieszkania rodziców/matki, gdy ta nie pozostaje w związku małżeńskim. W sądzie należy mieć ze sobą dowód osobisty oraz akt urodzenia przypadku, gdy dziecko pochodzi z małżeństwa lub zostało uznane przez ojca wówczas na oddanie dziecka do adopcji zgodę muszą wyrazić obydwoje rodzice. W przypadku zaś gdy kobieta nie pozostaje w związku małżeńskim i żaden mężczyzna nie uznał dziecka zgodę wyraża sama jest możliwe wyrażenie zgody na oddanie dziecka do adopcji pod przymusem, a w czasie dokonywania zrzeczenia się należy być w pełni świadomym, co oznacza że nie można być pod wpływem alkoholu, narkotyków czy innych środków również serwis: AdopcjaPodstawa prawna: kodeks rodzinny i opiekuńczy (art. 1191). Opisz nam swój problem i wyślij zapytanie. Minęła kilka lat, a kobieta twierdzi, że postąpiłaby dokładnie tak samo. Fot. iStock Osądzanie innych ludzi przychodzi nam bardzo łatwo, o czym doskonale świadczy historia Marioli. Kobieta cztery lata temu oddała dziecko do adopcji. Nie żałuje, chociaż do dzisiejszego dnia ponosi konsekwencje tamtej decyzji. Mariola zdecydowała się opowiedzieć swoją historię. Jednocześnie pragnie was zapytać, dlaczego tak łatwo kobiety krytukują postawę innych kobiet? Oto jej historia. W ciążę zaszłam przypadkiem. Ani ja, ani mój facet jej nie planowaliśmy. To był dla nas ogromny szok, ponieważ zawsze używaliśmy zabezpieczenia. Przyznaję, że nie ucieszyliśmy się. Chociaż byłam w związku z Piotrem od dwóch lat i wiedziałam, że to z nim chcę spędzić życie, wiadomość o ciąży okazała się ciosem. Gdy powiedziałam mu o wszystkim, potwierdził, że dla niego również. Zarówno Mariola, jak i Piotr dopiero co skończyli studia. Oboje zarabiali po 1500 zł i wynajmowali mieszkanie. Ich rodziców nie stać było na udzielenie pomocy finansowej. Zobacz także: Najładniejsze arabskie imiona dla Twojego dziecka (Są bardzo oryginalne i pięknie brzmią!) Fot. Przez kilka tygodni rozpaczałam, co zrobić. Nie chciałam abortować tego dziecka, ale wychowanie również nie wchodziło w grę. Niby za co mielibyśmy je wychować? Nasze zarobki ledwo wystarczały na życie od miesiąca do miesiąca, a gdybym ja przeszła na macierzyński, byłoby jeszcze gorzej. Poza tym dziecko to dodatkowa gęba do wykarmienia. Tak, wiem, że wyrażam się dosłownie i może według niektórych bez serca, ale łatwo to mówić osobom, które dużo zarabiają i mają swoje własne mieszkania. My nawet o kredycie mogliśmy pomarzyć. Któregoś dnia Piotr zaproponował, żebyśmy oddali dziecko do adopcji. Chociaż nie uśmiechało mi się chodzenie z brzuchem przez 9 miesięcy, przystałam na to. Rozumiałam, że nie było lepszej opcji... Bałam się tylko, jak powiemy to innym, w końcu wszyscy znajomi mieli zobaczyć moją ciążę. Podobnie rodzina. Okazało się, że przypuszczenia Marioli nie były bezpodstawne. Na początku powiedzieliśmy prawdę tylko najbliższym. Oczywiście komentarzom nie było końca. Zwłaszcza rodzina Piotra dała nam się we znaki. Jego mama powiedziała, że zerwie z nami kontakt, jeśli tak postąpimy. Uznała, że za bardzo się nad sobą rozczulamy. Piotrowi kazała się postarać o lepszą pracę, a mnie wziąc garść. Ciągle powtarzała, że jak urodziła Piotra, również była z jego ojcem w kiepskiej sytuacji finansowej. Fot. Te argumenty nie przekonały nas. Ja szukałam pracy przez prawie rok, a Piotr jeszcze dłużej. Oboje ukończyliśmy kierunki, po których trudno coś znaleźć. Szkoda, że nie znaleźliśmy zrozumienia u jego rodziców. Zresztą moi nie okazali się lepsi. Mama przez kilka dni płakała, a ojciec przestał się do nas odzywać. Nie mógł przeboleć, że chcemy oddać jego pierwszego wnuka do adopcji. Nie potrafili nam pomóc finansowo, ale jeszcze bardziej nas zdołowali. Mariola i Piotr się nie ugięli. Kilka tygodni po porodzie było dla nich bardzo bolesne, ale czuli, że postępują dobrze. Wiedzieli, że córka trafiła w dobre ręce. Chyba każdy rodzic pragnie, aby jego dziecko dorastało w komfortowych warunkach. Obecnie minęło kilka lat, a nasza sytuacja materialna niewiele się poprawiła. Nadal wynajmujemy mieszkanie i prawdopodobnie będziemy jeszcze długo oszczędzać na wkład własny. Niestety nie to jest najgorsze. Ludzie dosłownie nas zlinczowali. Mariola twierdzi, że finał był taki, że zarówno rodzice Piotra, jak i jej matka oraz ojciec przestali się do nich odzywać. Podobnie zareagowali sąsiedzi oraz mieszkańcy osiedla. Zobacz także: Prośba Justyny: „Doradźcie mi, czy wybrałam dla syna ładne imię” Fot. Nie mieszkamy w małym mieście, ale na osiedlu wszyscy się znają. Sąsiedzi i znajomi widzieli, że chodzę z brzuchem. Gratulowali mi, ale ja od razu ucinałam temat. Nic nie chciałam mówić o dziecku. Dopiero po porodzie, gdy nadeszła kolejna fala ciekawskich pytań, przyznałam, że oddaliśmy córkę do adopcji. Gdybym wiedziała, że spotkam się z taką falą nienawiści i potępienia, być może skłamałabym, że dziecko zmarło. Niestety stało się. Pamiętam, gdy raz kasjerka w sklepie odmówiła mi skasowania towaru. Bezczelnie powiedziała, że wyrodnej matce nie sprzeda. Zażądałam spotkania z kierownikiem, ale okazał się kolejną babą, która mnie osądziła. Wyszłam ze sklepu ze spuszczoną głową, pośród wyzwisk i nieprzyjemnego syku. Przecież nie będę się tlumaczyć każdemu, że nie stać mnie na dziecko. Poza tym powiedziałam kilku osobom, a one uznały, że to nie jest wytłumaczenie i trzeba się było bardziej postarać, żeby zapewnić dziecku byt. Oprócz tego zdarzyło sie jeszcze kilka innych nieprzyjemnych sytuacji. Tylko dwie znane mi osoby nas nie potępiły. Znajomy ksiądz oraz moja siostra. O reszcie szkoda w ogóle mówić... Przez kilka miesięcy rozważaliśmy nawet z Piotrem wyjazd z miasta albo przeprowadzkę na inne osiedle. W końcu daliśmy sobie spokój. Piotr powiedział, że jeżeli tak zrobimy, zachowamy się jakbyśmy byli winni, a to przecież nieprawda. Mariola twierdzi, że żadne z nich nie żałuje decyzji podjętej kilka lat temu. Nie zdążyliśmy jej pokochać. Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Wiem, że nasza córka została adoptowana przez bogatych ludzi, którzy nie mogli mieć własnego dziecka. Na pewno została otoczona miłością oraz żyje w dostatku. Nigdy nie przyszło nam do głowy, aby ją odwiedzić. My tylko daliśmy jej życie. Prawdziwi rodzice to ci, którzy wychowują. Słyszałam, że niektórzy ludzie żałują takich decyzji, ale my do nich nie należymy. Minęło kilka lat, a ja wiem, że gdyby podobna sytuacja przydarzyła się teraz, postąpilibyśmy podobnie. Nie zdecydowałam się na aborcję, więc mam spokojne sumienie. Jest mi tylko przykro, bo inni uznali nas za ludzi bez serca. Mariola Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia Paulina nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia. Oficjalne statystyki na temat dzieci, których matki zrzekły się do nich praw tuż po porodzie nie są publicznie dostępne. Niektórzy twierdzą, że to kilkaset przypadków każdego roku, inni wspominają nawet o kilku tysiącach. Najbardziej szczegółowymi danymi dysponują ośrodki adopcyjne, które do uprawomocnienia się decyzji reprezentują niechciane maleństwa. Tak właśnie stało się z córką Pauliny, która przyszła na świat pod jej nazwiskiem, ale nigdy nie była przez nią wychowywana. Wystarczyło podpisać dokumenty, urodzić i zapomnieć. Czy to w ogóle możliwe? Nasza rozmówczyni nie była zainteresowana adopcją ze wskazaniem konkretnej rodziny, nie liczyła na wdzięczność finansową ze strony nowych rodziców jej dziecka. Miała tylko jedno marzenie – dać córce szansę na normalne i pełne miłości życie. Coś, czego sama nie mogła jej w tym momencie zagwarantować. Głośno potępia wszystkie matki, które próbują zbić na tym wymierny interes. Z bólem serca czyta w Internecie kolejne ogłoszenia, w których młode dziewczyny wystawiają swoje dzieci na sprzedaż, oferując wskazanie konkretnych rodziców i licząc z tego tytułu na wsparcie. Dla niej największą pomocą było to, że mogła ją urodzić i nie martwić się o jej przyszłość. - Ktoś powie, że to nieludzkie, ale co ma zrobić kobieta, która zaszła w niechcianą ciążę i nie chce poddawać się nielegalnej i okrutnej aborcji? Czułabym się jak morderczyni. Chociaż nie mogłam sobie pozwolić na wychowanie córki, nie oznacza to, że nie zależało mi na jej dobru. Teraz na pewno ma kochającą mamę, tatę, może rodzeństwo. Ośrodek dobrze wie, jakich ludzi wybierać do tej roli – twierdzi. Od przełomowej decyzji minęły już 4 lata. - Byłam wtedy w związku, który dopiero raczkował. Poznaliśmy się przypadkiem, coś zaiskrzyło i zaczęliśmy się spotykać. Na pierwszy rzut oka wydawał się chodzącym ideałem – przystojny, wygadany, z dobrą pracą, kulturalny. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale wkrótce okazało się, że to chyba jednak nie to. Podejrzewałam go o zdradzanie mnie. Często gdzieś wyjeżdżał, a nawet jak był w mieście, to pojawiał się, znikał, odchodził, wracał. To nie była normalna relacja, wszyscy zastanawiali się, dlaczego wciąż przy nim jestem. Kiedy chciałam to zakończyć, wtedy dowiedziałam się, że łączy nas coś jeszcze. Noszę w sobie jego dziecko. Oszalałam z rozpaczy, bo sama ledwo stałam na nogach, w moim życiu nie było nic pewnego. Mam zaraz urodzić? Przyznać, że to jego syn lub córka? Przez dłuższy czas milczałam, ale wreszcie się dowiedział – wspomina Paulina. Nasza rozmówczyni poinformowała swojego partnera o zaistniałej sytuacji. Zareagował w najgorszy możliwy sposób, proponując jej „pozbycie się problemu”. - Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ani przez chwilę o tym nie myślałam. Był taki moment, kiedy prawie wzięłam od niego pieniądze na zabieg. Miałabym gotówkę w ręce i za kilka dni byłoby po wszystkim. Wystarczyło zadzwonić pod odpowiedni numer, zapłacić i dać się wyskrobać. Wcześniej nie miałam podobnych rozterek. Miałam głęboko gdzieś, co mówi o tym Kościół, jak wszyscy na pokaz się oburzają. Wydawało mi się, że mogłabym to zrobić. Ale po ostatniej rozmowie wyszłam z jego mieszkania i spotkałam na klatce schodowej mamę z maleństwem w wózku. Niby nic nadzwyczajnego, ale to mi poprzestawiało w głowie – twierdzi. Więcej już go nie spotkała. Przestała też myśleć o aborcji. Rozpacz ustąpiła miejsca nadziei. - To wszystko było dziwne. Zwykłe spotkanie z młodą mamą, ale dla mnie niezwykłe. I wcale nie chodzi o to, że nagle w mojej głowie pojawiły się myśli, że mogłabym być na jej miejscu i wszystko będzie dobrze. Dalej uważałam, że to się na pewno nie uda. Tatusia nie chciałam już więcej widzieć, stałej pracy nie było, rodzina na pewno by nie zrozumiała. Ale jakimś dziwnym trafem dopadły mnie myśli, że dzidziuś może żyć. Nie ze mną, ale gdzieś będzie mu dobrze. W piątym miesiącu ciąży byłam już przekonana, że dziecko będzie moje, ale tylko do momentu narodzin. Później pójdzie w świat beze mnie. Poszłam do ośrodka adopcyjnego i wyraziłam wstępną zgodę na oddanie go. Wstępną dla nich, bo dla mnie to była już ostateczność – opowiada Paulina. Nasza bohaterka została poinformowana o prawach, które wciąż jej przysługują. Dziecko zostanie wpisane do rejestru, rozpocznie się poszukiwanie dla niego nowej rodziny, ale możliwa jest jeszcze zmiana decyzji. Od porodu do pełnego zrzeczenia się praw mijają dokładnie 43 dni. To 6 tygodni, w czasie których matka może się bez żadnych konsekwencji wycofać. Zabrać maleństwo ze sobą i wymazać wszystko, co łączyło ją z ośrodkiem adopcyjnym. - Może to dziwnie zabrzmi, ale wtedy wolałam, żeby tego czasu nie było. Wiadomo, jak działają hormony i mogłabym w nieodpowiedzialny sposób zmienić decyzję. To się na szczęście nie stało – wspomina. - Tatuś przestał dla nas istnieć, więc musiałam sobie radzić sama. Najgorsze było to, że nie mogłam zniknąć zupełnie bez śladu. Akt urodzenia musiał zostać wystawiony na mnie. Nie meldowałam córki pod swoim adresem. I tak był tymczasowy. Nie nadałam jej też imienia. Nie ujawniłam danych ojca. O całej reszcie mieli decydować urzędnicy i nowi rodzice. Ja też miałam jeszcze szansę, bo przez kilka tygodni kobieta może stwierdzić, że się pomyliła, że to nie tak i zabrać dziecko ze sobą. Poród przebiegł bardzo sprawnie, wcale nie musiałam się bić z myślami. Wtedy byłam już przekonana, że to dobra droga. Gdybym zaczęła się nad tym zastanawiać dopiero po narodzinach córki, wtedy mogłoby być różnie. Ważne było to, że zgłosiłam taką chęć dużo wcześniej – twierdzi. Paulina przebywała w szpitalu 3 dni. Po wszystkim zabrała swoje rzeczy i wyszła. Tak, jak każda inna pacjentka po wyleczeniu choroby. Różnica polega na tym, że w szpitalu nie zostawiła swoich dolegliwości, ale dziecko. Córka została przeniesiona do ośrodka pre-adopcyjnego, gdzie czekała na spełnienie reszty formalności. Po sześciu tygodniach w budynku sądu rodzinnego było już po wszystkim. - Będę szczera – ulżyło mi. Nie w sensie, że pozbyłam się problemu i jestem wolna. Raczej w takim, że wybrałam najbardziej rozsądne wyjście i córka ma przed sobą normalną przyszłość – wspomina Paulina. - Zdarzają się noce, kiedy w snach przypominam sobie poród. Czasami idąc przez miasto widzę małe dzieci i zastanawiam się, czy któreś z nich nie jest moje. Psycholog z ośrodka twierdzi, że to zupełnie normalne. Ale wyrzutów sumienia na pewno nie mam. Z czasem w życiu jeszcze bardziej mi się popsuło. Zmarła moja mama, przez rok byłam na bezrobociu, w pobliżu żadnego rozsądnego faceta. Czy tak samo byłoby wtedy, gdybym miała pod opieką dziecko? Mogłoby być jeszcze gorzej. Ona ma dzisiaj 4 lata. Na pewno trafiła na wspaniałych rodziców, może chodzi do przedszkola, ma rodzeństwo. To zdecydowanie lepsza opcja, niż samotna mama, której na razie niewiele w życiu wyszło – twierdzi. - Oczywiście, nie udało się wszystkiego zatuszować i niektórzy nie dają mi zapomnieć. Tata wie o wszystkim, dalsi znajomi zostali okłamani, że straciłam dziecko. Ciąży nie ukryłam, córkę już tak. Trudno powiedzieć, żeby była z siebie dumna, ale kiedy tak to analizuję, wtedy wiem, że to wszystko miało jednak sens. Jeśli jesteś kobietą i masz do wyboru zamordować lub dać szansę na normalne życie, to nie powinnaś się wahać. Życie jest zawsze lepszym wyborem – przekonuje Paulina. Nasza bohaterka rozpoczęła niedawno nowy związek. Czy kiedyś chciałaby zostać matką? - Oczywiście, że tak. Na razie robię wszystko, żeby nie musieć się nad tym zastanawiać. Wpadka po prostu nie wchodzi w grę. Mój partner nie wie o mojej przeszłości i nie powinien się dowiedzieć. Jeśli coś z tego wyjdzie, a życie zacznie się układać, to będę chciała zajść w ciążę, urodzić i wychować. Wydarzenia sprzed kilku lat nie sprawiły, że czuję się jak potwór w ludzkiej skórze. Nie zrobiłam niczego złego. Gdybym uległa namowie tamtego faceta, to dzisiaj nie mogłabym szukać swojego dziecka nawet na cmentarzu. Wylądowałoby w kanalizacji jakiegoś obskurnego gabinetu. Wolę żyć nadzieją, że córka jest gdzieś niedaleko i ma powodu do tego, by się szczerze uśmiechać. To mnie uskrzydla – przekonuje. Co myślicie o jej decyzji? Paulina pochodzi z dużego miasta, gdzie teoretycznie najłatwiej poradzić sobie z niechcianą ciążą. Rozbudowana pomoc społeczna pomoże w zapewnieniu mu godnego życia. Organizacje pozarządowe zapewnią wsparcie innego typu. - Dzisiaj wiem, że to nie koniec świata. Córka być może byłaby przy mnie i nie umarłybyśmy z głodu, ale co to za życie? Tu nie chodziło tylko o moją biedę, ale zwykłe nieprzygotowanie do tej roli. Tutaj nic się nie zmieniło, bo nadal twierdzę, że nie nadaję się na matkę. Ale ciąża była i trzeba było działać. Ryzykować, czy zapewnię maleństwu byt i będę potrafiła je pokochać, czy od razu spróbować się odciąć i liczyć na miłość innych. Jestem przekonana, że dobrze zrobiłam – mówi nasza bohaterka. - To oczywiste, że do dzisiaj o niej myślę. Widziałam ją tylko przez chwilę po narodzinach. Była częścią mnie, dostała moje nazwisko. Z tego niewiele pozostało. Ma nową mamę, inne dane osobowe. Już nie możemy się spotkać, nie jestem w stanie niczego odkręcić. Klamka zapadła i albo umrę z wyrzutów sumienia, albo też zacznę normalnie żyć. Z tą normalnością nadal jest trudno, ale jestem przekonana, że tak po prostu musiało się stać. Dałam szczęście nie tylko jej, ale także kochającym się ludziom, którzy w inny sposób nie mogli zostać rodzicami. Zrobiłam dużo dobrego dla nich. A czy dla siebie? Pojawiają się wątpliwości, ale nie trwają zbyt długo – twierdzi. W rozmowie z nami opowiada o tym, co wydarzyło się niemal dokładnie 5 lat temu. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia Adopcja ze wskazaniem polega na oddaniu dziecka do adopcji konkretnej osobie. Skraca to czas całego procesu, co oszczędza traumy dziecku, jak i pozwala rodzicom szybciej cieszyć się swoim maluszkiem. Adopcja ze wskazaniem ma jednak również przeciwników. Dlaczego? Depositphotos Czym jest adopcja ze wskazaniem? Adopcja ze wskazaniem polega na tym, że biologiczny rodzic dziecka wybiera dla niego rodzinę adopcyjną. Obie strony mogą więc wcześniej się poznać i tym samym stworzyć jak najlepsze warunki dla maluszka. Zdarza się bowiem, że na adopcję ze wskazaniem decydują się np. matki, które nie mogą ze względów finansowych, czy zdrowotnych podołać wychowaniu dziecka, ale pragną dla niego jak najlepiej. Taka adopcja pozwala także np. na przekazanie dziecka pod opiekę partnera, czy kogoś bliskiego, kiedy sami nie możemy z jakiegoś powodu zająć się naszą pociechą. Oddam dziecko do adopcji ze wskazaniem… Adopcja ze wskazaniem skraca proces ubiegania się o dziecko. Jest to zarówno dobre dla par, które już i tak najprawdopodobniej od lat starają się o potomka, jak i dla samego brzdąca, który może liczyć na opiekę kochających i oddanych rodziców, zamiast tułaczkę po domach dziecka itp. Przeciwnicy adopcji ze wskazaniem obawiają się jednak, że może ona prowadzić do “wynajmowania” kobiet do rodzenia dzieci, a same rodziny nie są, aż tak dokładnie sprawdzane, jak w przypadku adopcji blankietowej. Proces przy wskazaniu opiekuna dziecka przez biologiczną matkę przebiega szybciej, a pary ubiegające się o adopcję nie przechodzą aż tylu szkoleń, jednak mimo wszystko ostateczną decyzję podejmuje sąd. Jeśli instytucja zauważy jakiekolwiek nieprawidłowości, czy też sędzia będzie miał wątpliwości w sprawie adopcji, zawsze może zażądać przeprowadzenia dodatkowej kontroli oraz przedstawienia konkretnych dokumentów. Jak przebiega adopcja ze wskazaniem? W sytuacji, kiedy ubiegamy się o adopcję ze wskazaniem, musimy złożyć do sądu dwa główne dokumenty: zaświadczenie potwierdzające zrzeczenie się praw rodzicielskich przez rodziców biologicznych wniosek o przysposobienie dziecka w przypadku małżeństwa również odpis aktu małżeństwa. Na dalszych etapach procesu sąd może zażądać od nas kolejnych dokumentów jak np. zaświadczenie majątkowe. Niezależnie jednak od rodzaju adopcji, w przypadku nowo narodzonego dziecka, biologiczni rodzice mają 6 tygodni na zmianę decyzji. Historie rodzin adopcyjnych Adopcja ze wskazaniem nie jest częstą praktyką w Polsce. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych już w czasie ciąży można załatwić dokumenty związane z adopcją. Owszem ma to swoje minusy, jednak znacznie ułatwia tworzenie rodziny z noworodkiem już od pierwszych dni jego życia. Często kobiety już w czasie ciąży wiedzą, że nie są w stanie zapewnić dobrych warunków do wychowania maluszka, więc taka opcja jest dla nich idealna. Jak możemy jednak przeczytać na forach internetowych, adopcja ze wskazaniem jest niezwykle rzadką praktyka w Polsce. Jedna z mam na forum opisała swoją historię. Kobieta chciała oddać dziecko do adopcji ze wskazaniem ze względu na swój zły stan zdrowia i brak odpowiednich warunków. Ośrodek Adopcyjny, zamiast jej pomóc, zaproponował oddanie dziecka do adopcji dopiero po narodzinach w szpitalu, przez co żadna ze stron nie mogła się spotkać przed procesem adopcyjnym. Nie jest to ani dobre dla dziecka, ani dla biologicznych rodziców, którzy mimo, że nie są w stanie zająć się maluszkiem, chcą dla niego jak najlepiej, a tym samym chcą wiedzieć, do jakiej rodziny trafi ich dziecko. – Chciałam oddać dziecko, znaleźć mu rodziców i móc dalej normalnie żyć. Liczyłam na pomoc instytucji do tego powołanych, ale nikt mi tej pomocy nie udzielił. Zostałam ze swoją niepewnością o los dziecka i ze świadomością, że je porzuciłam?- napisała forumowiczka. System adopcyjny w naszym kraju wymaga dopracowania. Czasem ubieganie się o maluszka trwa latami, więc lepiej się nie nastawiać, że będzie to łatwy i przyjemny proces, ale też nie należy się poddawać. Jeśli jesteśmy otwarci na stworzenie domu pełnego miłości, na pewno nasze marzenie się ziści, choć czasem potrzeba nam będzie dużo cierpliwości. Zobacz więcej: Historie rodzin, które zdecydowały się na adopcję ze wskazaniem

oddałam dziecko do adopcji